Resetuj i przejdź na stronę główną...

29.08.2004: List ze świętego miasta Pushkar

Mija drugi i ostatni dzien w Pushkar, jednym z siedmiu swietych miejsc w Indiach. Mieszkamy w hoteliku Lake View, nad swietym jeziorem do ktorego przybywaja dziesiatki pielgrzymow, by umyc sie, wykapac w jego wodach, wrzucic kwiaty do wody, zlozyc modly o pomyslnosc. Wokol calego jeziorka wznosza sie schody, tzw ghaty, swiatynie i hoteliki dla przybylych. Na ulicach rozbrzmiewa muzyka, a to co wczoraj wieczorem dzialo sie w miescie az trudno opisac. Cale Pushkar zmienilo sie w jakis zwariowany festyn z mnostwem balonikow, piszczalek, z kobietami przebranymi w wielobarwne suknie, umalowanymi demonicznie, z muzyka ktora trudno przekrzyczec i z tlumami ludzi na ulicach kupujacymi, spiewajacymi, grajacymi na bebnach, tablach, swiatynie mrugaly obwieszone kolorowymi zarowkami, niczym bozonarodzeniowe choinki, a pomiedzy tym wszystkimi snuly sie - jak zawsze i wszedzie w Indiach - apatyczne swiete krowy.

Dzis wspinalismy sie na pobliskie wzgorze do swiatyni Trishevi, by spojrzec na miasteczko i cala okolice. Miejsce przyjemne, dobre by odsapnac chwile, zrobic w spokoju zakupy, znow nieco zrehabilitowalo Indie za poprzednie "ciezkie" chwile w Delhi czy Varanasi. ;-)

Idziemy na kolacyjke, jakies pulao albo biryani, albo jesli na ryz nie bedzie ochoty, to chapatti albo nawet jakas fajna paranthe czosnkowa, ktora pewnie popijemy aksamitna kwaskowa mleczna lassi. O smaku bananowym na przyklad.

Pozdrowionka po raz ostatni z Indii! Jutro expressem do Delhi, a tam z dworca prosto na lotnisko.

Luki