Resetuj i przejdź na stronę główną...

24.08.2004: List z Varanasi
Po dwoch dniach podrozy w piekielnych warunkach przez Birganj, Raxaul i Patna dotarlismy do kolejnego punktu na naszej trasie, Varanasi.

To kolejne wielkie miasto w Indiach, ktore swoja atmosfera od pierwszego momentu rodzi jedno uczucie... uciekac stad jak najdalej...

Brudno, tloczno, glosno... a brudno tak, ze trudno w to uwierzyc... i wszyscy zaczepiaja, czy nie chcemy czegos kupic, czegos zrobic, gdzies pojechac, ze oni nam wszystko ulatwia, sa naszymi przyjaciolmi i bla, bla, bla....

W pierwszych chwilach, gdy tylko wyszlismy z hotelu na spacer nad Ganges trafilismy w miejsce nad rzeka, gdzie dokonuje sie pochowkow... zawiniete w kolorowe saari ciala zmarlych niesione sa na noszach w kierunku rzeki, umieszczane na lodziach i spuszczane 20 metrow od brzegu do rzeki... wszystkiemu towarzyszy muzyka bebnow, tance i okrzyki... oraz odprawianie obrzadkow palenia, lub okadzania zwlok dymem...

A tuz obok w rzece kapia sie ludzie, dzieci, nurkuja, plywaja, pluskaja... nie tylko ludzie zreszta, bawoly i swiete krowy rowniez...

Jutro rano chcemy wyplynac lodka i pozeglowac wzdluz nabrzeza... i jutro wieczorem "uciekamy" stad do Agry, by obejrzec Taj Mahal, a potem do Jaipuru i Pushkar, by mniej wiecej za tydzien wyladowac w samolocie wracajacym z Delhi do Polski...

Usciski!
Lukasz