Resetuj i przejdź na stronę główną...

08.05.2004: Kolumbia - Przesmyk Darien
Wjechalem na teren Kolumbii, ostrzegany dziesiatki razy przed niebezpieczenstwami tego kraju. A tu taka niespodzianka - ludzie usmiechnieci, mili, czysto, przyjemnie, bezpiecznie spaceruje w srodku nocy po centrum. Atmosfera miasta Santa Marta bardzo mi sie spodobala, nie przeszkadza mi to, ze jest to najcieplejsze miasto Ameryk (a szoste na swiecie) - straszne upaly, ale ja to lubie. Wybralem sie na zwiedzanie swiata podwodnego w pobliskim Tyrona NP. Przydal sie kurs nurkowania zrobiony w Australii, takze moglem od razu przystapic do penetracji rafy. Bylo ciekawie, inaczej. Jednak w pewnej chwili moj sprzet nawalil i zaczelo mi brakowac powietrza na glebokosci 20 m - wspoltowarzysze szybko podzielili sie ze mna tlenem i bezpiecznie wyplynalem na powierzchnie.

Cartagena to jedno z najpiekniejszych miast Ameryki, milo spacerowalo sie wsrod XVI-wiecznych kolonialnych budynkow. Codzienne wizyty w przystani jachtowej nie przyniosly jednak pozytywnego rozwiazania, nikt nie plynal do Panamy. Zdecydowalem sie na desperacki ruch, a mianowicie wybralem sie przez Darien Gap, czyli przesmyk miedzy Kolumbia i Panama - siedziba wszystkich szmuglerow narkotykow, bandziorow wyjetych spod prawa i gorylli, wojska walczacego z armia.

Przedsiewzialem wszelkie srodki bezpieczenstwa - ubralem podarta koszulke i spodenki, zalozylem sandaly (porywane sa osoby w butach, aby mogly isc szybciej przez dzungle), wzialem brudny plecak, sciagnalem zegarek, schowalem takze aparat i przygotowalem troche gotowki i niewazna karte kredytowa na wypadek malego napadu - wygladajac jak obibok rzucilem sie w wir szlaku kokainowego.

Biorac kolejne lodeczki dotarlem do granicy z Panama, po drodze niezle sie bawiac z miejscowymi, w koncu turystow wielu nie maja. Tu utknalem na 3 dni czekajac na jakakolwiek lodke dalej na zachod. Koszmar, nie moglem wyjsc w gory bo armia za mna gonila i zawracala (tak dbali o moje bezpieczenstwo), a chcac isc nawet na plaze 200 metrow za wojskowym punktem, musialem isc na posterunek policji po zezwolenie, meldowac o kazym kroku przed i po "wyjsciu". Malo co w tej wsi z glodu nie umarlem, gdyz nie ma tu normalnej jadlodajni, wykupilem wiec prawie wszystkie snickerse ze sklepu.

No ale w koncu rodzina murzynska wziela mnie na poklad swojej lodeczki. To bylo ciezkie, bo przez 16 godzin plynelismy lupinka na otwartym morzu, z upchanymi 20 ludzmi. Caly czas fale wody zalewaly nas, zimno, lodz spadala z grzywy fali z hukiem (cud ze sie nie rozleciala), a najlepsze jak sie sciemnilo, bo nie mielismy zadnego oswietlenia. Do tego nie wiedzieli gdzie dokladnie plyna, a z czasem mocny prad oceaniczny zniosl nas kilkanascie kilometrow od brzegu. Nawalil silnik, nie pracowal pelna para. Przez pol godziny plynelismy pod prad morski i nie przesunelismy sie nawet o metr. Zaczynalo grzmiec, paliwa nie zostalo juz wiele. Moj niepokoj wzrastal, bo jesli nic sie nie zmieni to wypcha nas w koncu na srodek morza i nawet jesli sztorm by nas nie zatopil (w co watpie, taka lodeczka?!), to gdzie bysmy sie obudzili bez jedzenia i wody? A oni spali, pili lub robili konkurs na najbrzydszego czlonka rodziny. Nagle cudem naprawili drugi silnik i w srodku nocy dotarlismy do brzegu. Ufff.....

Potem juz lepiej, a mianowicie bardzo mi sie podobalo w Colon, jednym z najbardziej niebezpiecznych miast Ameryki Lacinskiej, wszystkie budynki to rudery, totalny chaos. Ale tu w Panamie, tak jak w calej Kolumbii, prosci ludzie sa mili i kochani, nie sposob nie czuc sie tu dobrze, jesli tylko tego chcesz.

W jacht clubie pytam goscia o mozliwosc przeplyniecia przez Kanal Panamski, no i kilka godzi pozniej siedze juz na deku jego jachtu. Takze przekroczylem Kanal Panamski calutki wzdluz - 25 godzin (z noclegiem na lodzi), niedosc ze za darmo to jeszcze dostalem dobre zarcie, w zamian za pomoc przy sluzach w kanale!

Takze zyje, ekran mi caly czas wiruje przed oczmi, czuje sie jak na lodce. Teraz szybko mkne do przodu przez Ameryke Srodkowa nadrabiajac zaleglosci czasowe. Najtrudniejsze juz za mna!

Pozdrawiam serdecznie, moj 5 kontynent - Ameryka Polnocna.

Kozisyn

Podróż Michała Kozoka wspiera Kodak Polska SA.