Resetuj i przejdź na stronę główną...

18.02.2002: Jawa

Anglojęzyczna prasa donosi: poziom wody w okolicach Dżakarty obniżył się na tyle, że ponownie otworzono drogi publiczne - mogę więc jechać. Stolicę jednak tylko przejechałem ze względu na brak czasu i szczególnych atrakcji oraz wzmożoną przestępczość towarzyszącą kryzysowi powodziowemu. Do tego nie chcę prowokować muzułmańskich fundamentalistów, których tutaj nie brakuje (zwykle tylko pytają, czy jestem Amerykaninem). Nie mogłem za to opuścić centralnej części wyspy - okolic Yogakarty. Kiedy pradziadowie Mieszka I zbierali jeszcze poziomki w lesie, tutaj ludy wznosiły monumentalne budowle ku czci bogów. Miałem okazję podziwiać nieźle zachowane pozostałości tych świątyń (buddyjski Borobudur i hinduski Prambanan).

Życzliwi ludzie, których tu nie brakuje, wskazali mi miejsce, gdzie batiki mogłem kupić za cenę kilkukrotnie niższą niż w sklepach na głównej ulicy. Przy okazji mogłem podziwiać żmudną i czasochłonną ręczną technologię produkcji tych kolorowych tkanin. Na odchodnym zawołano dla mnie rikszarza, który za kwadrans męczącego pedałowania skasował 1000 rupii za 2 osoby (w przeliczeniu po 20 groszy).

Indonezja jest tania - nawet bardzo tania! Za dwuosobowy pokój z wentylatorem i łazienką płacę 2 USD, miskę ryżu z mięsem zjem w miejscowej knajpce już za 0,35 USD, a na przykład przejazd lokalnym autobusem na trasie Yogakarta - Surabaya (ok. 400 km, 7 godz.) to wydatek rzędu 1,7 USD.

Kilka dni temu jeden z najbardziej aktywnych wulkanów świata - Merapi (2911 m n.p.m.) miał erupcję, a lawa wciąż wydobywa się na zewnątrz. Musiałem to zobaczyć! Przewodnik zaprowadził mnie na znajdujący się w bezpiecznej odległości (tak sądzę) punkt widokowy. Słyszałem potężny huk wyrzucanej w górę lawy, lecz krater był niestety w chmurach i obserwowałem wszystko przez mgłę, niewyraźnie. Jedynie w dolnej partii góry, na odległym o kilkaset metrów żlebie widziałem jak na dłoni zsuwającą się (90 km/h!) i roztrzaskującą na tysiące kawałków rozżarzoną czerwoną lawę. Obok potężnej lawiny pod Mount Everestem była to najcudowniejsza demonstracja siły natury, jaką miałem okazję zobaczyć - niesamowite, wręcz przecudowne przeżycie! O czwartej nad ranem wulkan usnął, więc ja również położyłem się tuż przy nim na trawce i udałem w objęcia Morfeusza...

Natomiast na wschodzie Jawy polecam dotarcie do Tangger - krateru o średnicy 10 km, wewnątrz którego znajdują się jeszcze 3 inne stożki wulkaniczne, m.in. ciągle dymiący Mt. Bromo (2329 m n.p.m.). Jest to jeden z najbardziej spektakularnych widoków w Indonezji. Mt. Bromo obszedłem dookoła, ciągle spoglądając na niewielki otwór w dnie, z którego cały czas wydobywa się śmierdząca siarka. Udało mi się zejść do 1/3 głębokości krateru - świetne uczucie. Nagle spadł deszcz i rozmył strome zbocze - ciężko mi było w tym błocie wypełznąć na zewnątrz.

Jadę szybko dalej, oglądając szósty z rzędu wschód słońca (trzy z autobusu) - niestety wszystkie za chmurami. Wulkaniczna Indonezja we mgle, ale jakże fascynująca.

To nie sen - to Jawa!

Pozdrawiam, Michał

Autor relacji podróżuje lądem do Australii, gdzie dzięki ACIC (Australia College Information Center) będzie studiował w szkole turystycznej w Sydney.