Resetuj i przejdź na stronę główną...

E-mail 14: Wracam..., 9 października 2000, 16:42

Ostatnia noc w Chinach. Raz jeszcze jem sobie mojego ulubionego kurczaka w sosie słodko-kwaśnym. Oj, chwilami miałem go dość i chroniłem się przed smakiem chińszczyzny w jałowych wnętrzach McDonalda. Ostatnio zacząłem nawet spluwać na ulice chińskim zwyczajem. To naprawdę może być efekt tej oleistej diety. Ale dziś kurczaczek smakuje jak nigdy!

Spędziłem dzisiejszy dzień na jednej z mych ulubionych rozrywek w czasie tej podróży. Jeździłem rowerem po Pekinie. Ale jakim rowerem: średnica koła chyba z 1,5 m, każdy pedał wykrzywiony nienaturalnie - kierownica zresztą także; każda śrubka luźna. Takich rowerów jeździ po tym mieście kilka milionów i każdy w zupełnie innym celu i innym kierunku! Mój ulubiony obrazek to rowerzysta rozmawiający przez telefon komórkowy, wiozący na bagażniku żonę z dzieckiem na kolanach... i pędzący za nimi na swym rowerzysku Łukasz, robiący im zdjęcie w biegu. A wszystko to na zatłoczonej ulicy o 21:00. Przejażdżka o zmierzchu szeroką, reprezentatywną Jianguomenwai Dajie, prowadzącą z placu Tienanmen - najpiękniejszą ulicą, jaką w życiu widziałem. To taka chwila, która czyni człowieka podróżnikiem, tęskniącym za podobnymi przeżyciami przez resztę życia… W tych dniach Pekin jest wyjątkowo piękny, odbywa się bowiem jakiś szczyt chińsko-afrykański i ulice miasta są wyjątkowo bogato ozdobione. Ustawiono specjalne klomby imitujące florę Afryki, z palmami i mnóstwem kwiatów. I mundurowych jeszcze więcej na ulicach… i latawce… i światełka na wszystkich drzewach… Piękniej niż u nas na Boże Narodzenie.

Jutro zaczynam powrót do domu. To piękny zwrot w każdej podróży. Starym, sprawdzonym zwyczajem wymieniłem resztę dolarów w rosyjskiej dzielnicy Pekinu. Kurs jest tam najlepszy w całych Chinach - tam, gdzie Rosjanie sprzedają sumki i szuby, właśnie w tym sklepie, przed którym na tablicy widnieje wypisane po rosyjsku ostrzeżenie, by nie wymieniać pieniędzy w podejrzanych miejscach. Wystarczyło akurat na to, by sprawdzonym sposobem, tzn. samolotem Aeroflotu, odlecieć stąd jutro do Europy (o ile uznać, że Moskwa to już Europa). Pojutrze ląduję w Polsce. Ładne tempo! Przedwczoraj jeszcze byłem głęboko w Chinach, w Leshan, 2 godziny za Chengdu…

Kiedyś potrzebowałem pół dnia, by kupić w Chinach bilet. W sobotę przybyłem do Chengdu 10 minut prze odjazdem pociągu i zdążyłem. Dacie wiarę? Cudaczne na początku zwyczaje i procedury panujące w chińskich kolejach okazują się mieć sens. Ale by je opisać, nie starczy mi dziś sił i czasu. Przypomnijcie mi jednak, bym zrobił to później, ubawicie się setnie. Niektóre historie opowiedziałem Wam (www.szlaki.pl), niektórych nie zdążyłem - opowiem po powrocie - a są i takie, których opowiadał nie będę…

Kupiłem dziś trochę klamotów: jedwabną piżamę, jakieś piosenki, instrumenty, kule... Dobrze jest zabrać trochę chińszczyzny do domu... i dobrze jest zostawić trochę serca w Chinach.

Pozdrawiam gorąco i do zobaczenia!

Łukasz

Autor relacji przygotował do druku książkę Kazimierza Nowaka Rowerem i pieszo przez czarny ląd.