Resetuj i przejdź na stronę główną...

E-mail 4: Przystanek Pekin!, 27 sierpnia 2000, 14:42

Witamy serdecznie!

Z Ulaanbaatar udaliśmy się niemiłosiernie zatłoczonym pociągiem do Zuunbajan na pustyni Gobi. Okazało się, że to największa dziura, do jakiej mogliśmy trafić. Stacja kolejowa, parę zabudowań, jeden wielbłąd i opuszczona baza wojskowa. Nieopodal popadające w ruinę miasteczko, a wokół tylko pustynia.

Niesamowitym przeżyciem było niespodziewane gradobicie, przemokliśmy do suchej nitki. Przemoczeni skierowaliśmy kroki do jedynego w okolicy sklepiku spożywczego. Nasze zdumienie nie miało granic, gdy usłyszeliśmy nagle polskie słowa: "nie ma sprawy". Mieliśmy wielkie szczęście, że właśnie tu, na pustyni, na końcu świata spotkaliśmy Mongoła, który znał naszą mowę ojczystą. W tłumaczeniu na polski jego imię oznaczało "Poniedziałek" i tak już zostało. Poniedziałek zaopiekował się naszą gromadką. Zapakował nas i trzech swoich kolegów do 5-osobowego UAZ-a i ruszyliśmy na spotkanie Gobi. Trasa wiodła przez malownicze pustynne bezdroża, począwszy od kamienistych gór, poprzez wyschnięte koryta rzek, aż do piaszczystych wydm. Mieliśmy okazję podziwiać po drodze kozice, skoczki pustynne i całą gamę ptaków drapieżnych.

Nie obyło się bez przygód. Błądziliśmy po ciemku po pustyni w poszukiwaniu pewnej zagubionej drogocennej części bagażu. Rano do naszego obozu zawitało stado wielbłądów. Jeździliśmy na nich na oklep a pod wieczór wylądowaliśmy w Sainshandzie… u naczelnika więzienia.. :) Nie, nic nie przeskrobaliśmy, zaproszono nas tam na obiad, bo naczelnik był przyjacielem Poniedziałka..:-)))

Pożegnaliśmy się z naszymi znajomymi na granicy mongolsko-chińskiej, której przekroczenie zajęło nam pół dnia. Tutaj nikomu się nie śpieszyło, a czas miło płynął na zawieraniu znajomości i słuchaniu egzotycznej muzyki w zakurzonym UAZ-ie. Nocowaliśmy w podrzędnym hoteliku, do którego zawiozły nas riksze. Rano bez problemu złapaliśmy autobus sypialny do Pekinu. Byliśmy atrakcją całego autobusu, a największą sensację wzbudził odkarzacz wody i plusssssz.

Przyjechaliśmy do Pekinu wczoraj rano, tj. 26.08.2000 o godzinie 9.30. Podróż trwała 23 godziny, choć planowo miała trwać 14..:) W tutejszych realiach trzeba prognozy czasowe mnożyć co najmniej przez 2.

Jesteśmy tu zaledwie 2 dni, a już widzimy, że to piękne miasto. Ulice pełne światła, zieleni i gwaru krzątających się Chińczyków. Wszędzie dzwonki rowerów, riksz, nawoływania handlarzy. Najpiękniejsze są wieczory na placu Tienanmen spędzane na puszczaniu latawców oraz nocne życie handlowej dzielnicy. Dopiero wieczorem miasto zaczyna tętnić fascynującym rytmem, przemawiać wszechobecnymi neonami i omamiać zapachami nieprawdopodobnych potraw…

Jutro czeka nas mnóstwo atrakcji, m.in. Zakazane Miasto, Świątynia Niebios i wesołe miasteczko.;-)

Pojutrze pakujemy plecaki i jedziemy stawić czoła dziełu ludzkich rąk widocznemu z Kosmosu. Mamy nadzieję, że noc na Chińskim Murze zapisze się głęboko w pamięci każdego z nas.

Pozdrawiamy serdecznie znad miski pełnej ryżu!

PANDA'2000
Ania ×2, Monika, Kuba, Hubert, Łukasz